PORWANIE – LOT 627

Był wieczór, ciepły i przyjemny. Pozostałości po deszczu widniały na paryskich ulicach. Seledynowy ford, którego kierowcą był młody przystojny mężczyzna, zatrzymał się na skrzyżowaniu, a chwile później ruszył szybko rozpryskując kałużę na chodnikach. Mężczyźnie towarzyszył człowiek w wieku około pięćdziesięciu lat, dość szczupłej budowy ciała, z wąsikiem i szpakowatymi włosami. Na nosie miał tanie, druciane okulary. Ford przejechał obok Pól Elizejskich, minął Plac Gwiazdy i ruszył nieśpiesznie w stronę parku Monceau. Wjechał do dzielnicy bardzo bogatych mieszczan, o czym świadczył eleganckie wille i pałacyki. Samochód wjechał na podjazd ozdobiony malutkimi klombikami, mężczyzna zgasił silnik i wraz z towarzyszem udali się do domu.